sobota, 27 grudnia 2014

Love is Love. Prolog

Od autora: Wiem że długie xd. Tak sie nad tym cholernie napracowałam że uf.A i miłego czytania !

4 lata wcześniej.
Jeszcze tylko godzina, jeszcze tylko godzina-powtarzałam sobie cały czas. Poszukałam po kieszeniach telefonu. Wyciągnęłam go i zobaczyłam czy w drugiej kieszeni mam słuchawki. Nie ma. Tak trochę zaczęłam panikować. Sprawdziłam jeszcze kieszenie  w spodniach, przednie puste. Podniosłam się trochę do góry. Włożyłam dłoń do tylnej kieszeni.
-Czego szukasz?-spytała się mama i spojrzała na mnie. Dobrze że nie prowadziła bo byśmy już dawno znaleźli się pod ziemią.
-już nic.-odpowiedziałam.-Mamo czemu muszę ja jechać a nie Milena?-och przecież sama wiem czemu. Po prostu księżniczka Milena musi mieć wszystko. Jedzie gdzie chce i kiedy chce. Nienawidzę jej
-Bo po pierwsze nie chciała, a po drugie ona w przeciwieństwie do ciebie nie ma i nigdy nie miała zagrożenia z angielskiego. Z niczego nie miała -  mówiła podkreślając ostatnie trzy słowa. No tak ja byłam ta najgorsza. Jak zwykle to ja wszystkiemu jestem winna. To zawsze jest moja cholerna wina.
Reszta drogi na lotnisko minęła spokojnie. Ciekawe jak będzie w samolocie. Hm nigdy nie leciałam.
-Zuzania wychodź z samochodu i bierz swoje walizki.-powiedziała mama otwierając drzwi samochodu. Wysiadłam leniwie i skierowałam się do bagażnika.
O to mój mały wielki dzień. Wylatuję do Holmes Chapel, do cioci Izy. Zawsze jak dzwoniła do mnie w urodziny mówiła o jakimś chłopaku. Henry, Harry, Harold? Hmm nie pamiętam. Z jej opowiadań wywnioskowałam że umie bardzo ładnie śpiewać.  Miałam spędzić całe wakacje w innym kraju, tam gdzie jest inna kultura.
-Zuzanno. Zuzanno chodź.- szturchnęła mnie mama.- tato zadzwoń do mamy że już lecimy.
-no dobrze to trzymajcie się.-powiedział dziadek i pocałował nas w policzek. Czekaliśmy już tylko na samolot.
-Prosimy na samolot do Manchesteru.
-To nasz samolot chodź.-powiedziała mama i pociągnęła mnie za sobą.
Siedzieliśmy w samolocie. Niestety musiałam wyłączyć telefon.
Po kilkunastu minutach udało mi się zasnąć.
Poczułam szturchanie.
-Zuzana wstawaj, wstawaj mówię-mówiła szeptem mama.- lądujemy
-co już? Och.-powiedziałam zaspanym głosem.
Wyszłyśmy razem z tłumem innym osób.
-Mamo. Gdzie czeka na nas ciocia?-spytałam się idąc po bagaże.
-przy wyjściu z lotniska. Och patrz nasze bagaże już są.-powiedziała przyspieszając kroku.
W jednej chwili wpadłam na jakiegoś chłopaka. Ręka mamy mnie puściła.
-Ops-powiedziałam.
-Hi! Sorry-powiedział.
-um okay-tak przyznaję się nie widziałam co powiedzieć. -nic się nie stało.
Tak polski pomoże Zuzano. Polski pomoże. Ech.
Pobiegłam do mamy która czekała już na mnie z bagażami.
-Gdzie ty łazisz?!-powiedziała i stuknęła mnie w ramię.
-wpadłam na takiego chłopaka. Tak wiem sprawdzałam jeszcze czy mnie nie okradł- oczywiście z tym sprawdzaniem skłamałam aby się nie czepiała.
-a skąd wiedziałaś że chciałam cię o ty zapytać- powiedziała i położyłam ręce na biodrach.
-zawsze się o to pytasz-odpowiedziałam i wywróciłam oczami.
-chodź już bo ciocia będzie się denerwować.-powiedziała łapiąc mnie za rękę.
Wyszłyśmy z lotniska i zauważyłam machającą ciocię Izę. Nic się nie zmieniła od tamtego roku.
-Ela ! Tutaj!- tak cała ciocia. Oczywiście krzyczała i machała rękami.- w końcu jesteście, jak miło was widzieć.
Objęła i ucałowała nas.
Jak ja tego nienawidzę.
-Tak, tak och. Ja już idę bo spóźnię się na samolot do Kolonii-powiedziała mama.
-co?! Jak to do.. Nie no naprawdę?! Mamo !- jak zawsze musiała mnie zostawić. Musiała. Och ! Ona sobie jedzie do cioci Ewy a ja muszę być tu. Ech.
-No okej papa kochana mam nadzieję że się jeszcze spotkamy-powiedziała ciocia i pocałowała mamę w policzek.- A ty młoda pakuj bagaże do samochodu. A no tak, przepraszam chodź ze mną pokażę ci samochód.-trajkotała cały czas ciocia. Cały czas roztrzepana (chodzi o charakter), infantylna. Wiadomo dlaczego jeszcze nie ma męża. Pociągnęła mnie za rękę a ja w ostatniej chwili zdążyłam złapać walizki.
-Zajedziemy do sklepu w Holmes Chapel bo nie ma nic do jedzenia.-powiedziała ciocia jak stałyśmy już przy samochodzie. Przy jej małym czerwonym fordzie. Otworzyła bagażnik i wrzuciła moje bagaże do niego.
Usiadłam na tylnym siedzeniu i zapięłam pasy. Wyciągnęłam telefon i słuchawki. Po chwili w samochodzie rozległ się znany mi dobrze dźwięk włączającego się telefonu.
-Dziś będzie xfactor. Będziesz ze mną oglądać? Od mojej sąsiadki Anne, mamy Harrego dowiedziałam się że Harry będzie w xfactorze. Jestem z niego taka dumna. Jak był mały przychodził do mnie ze swoją mamą na herbatę. Och ! Taki był cudny ! A jak śpiewał. Od zawsze do mnie przychodził i śpiewał - złączyła palec wskazujący i kciuk, przyłożyła do ust i cmoknęła. -No a jego zielone oczy ! Och podbiłyby serca wszystkich dziewczyn. Ale, poczekaj. Te jego loczki ! Jakby miał takiej długości jak ty to byście wyglądali tak podobnie.- gdy to powiedziała wyobraziłam sobie chłopaka o zielonych oczach i włosach mojej długości. Oczywiście skrzywiłam się bo mam bardzo bujną wyobraźnię i...
-Tak będę oglądać. W końcu to mój ulubiony program-powiedziałam z niechęcią. Nastała okropna cisza którą zakłóciła po paru minutach piosenka.- ciociu jak nazywa się ta piosenka.
-isn't she lovely, isn't she wonderful.-podśpiewywałaś sobie. Chyba wyrwałam ją z tej zadumy..-  och co? A jak się nazywa. Hm isn't she lovely. Jak dojedziemy do domu to podam ci hasło do Internetu i poszukaj sobie. A i zaraz będziemy koło sklepu to kupie coś do jedzenia. Idziesz ze mną?- spytała się jakby nie znała odpowiedzi.
-ciociu przecież wiesz że tam gdzie jest jedzenie tam i ja jestem-zaśmiałam się a potem dołączyła się ona. I wtedy jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu przez co wy buchnęłyśmy śmiechem jeszcze raz. Gdy weszłyśmy do sklepu ciocia powiedziała byśmy sie rozdzieliły  ja odrazu wzięłam woreczek i włożyłam siedem maślanych bułeczek, płatki czekoladowe, mleko, kakao, pianki, popcorn, jakieś chipsy, frytki, dwa duże pudełka Trukawkowych lodów.
Po piętnastu minutach stałyśmy już przy kasie. Ciocia płaciła.
Wyminęłam ją i jakiegoś starszego pana, wzięłam zakupy i skierowałam się do drzwi aby tam poczekać na ciocię.
-Zuzia pamiętaj w moim samochodzie nie jemy, nie pijemy. Okej?- Powiedziała ciocia unosząc prawą brew.
Rzuciłam tylko od niechcenia krótkie "no okej" i wsiadłam do samochodu. Kierunek Holmes Chapel.
-ciocia głodna jestem, kiedy dojedziemy?-Zatruwałam jej cały czas
-Ciocia głodna jestem, kiedy do jedziemy.-przedrzeźniała mnie. A potem obie wybuchłyśmy śmiechem.- Och kochanie już chyba chyba ciebie nie oddam mamie, oj już szesnasta a my jeszcze nie jadłyśmy obiadu. Zatrzymamy się w jakiejś restauracji, bo nie zrobiłam jedzenia-mówiła kończąc się śmiać.
Po piętnastu minutach dalszej jazdy zatrzymałyśmy się i poszłyśmy kupić coś do jedzenia. Natarczywie szukałam frytek aż w końcu znalazłam. Poprosiłam cioci aby zamówiła.
Po skończonym posiłku znowu wsiadłyśmy do samochodu, a mnie zaczęła okrążać mgła snu.
-ej mała nie zasypiaj bo już wysiadamy.-powiedziała zatrzymując samochód.
Wyskoczyłam z auta i podeszłam do bagażnika aby go otworzyć. Wzięłam walizki i siatki z zakupami a ciocia poszła do sąsiadki. Jak myślę chyba do pani Anne.
Zauwazylam jak ciocia rozmawiała z nią na schodach. Zdecydowałam się podejść do nich.
-Hi !-przywitała się "moja nowa sąsiadka".
-Hey.-powiedziałam i uśmiechnęłam się ukazując swoje dołeczki w policzkach.
-Ah! What a beautiful baby!-krzyknęła łapiąc się za policzki.
Spojrzałam się na ciocię. W tamtej chwili pojawiła się moja wada. Zamiast oblać się rumieńcem w moich oczach zebrały się łzy. Nie pewnie się uśmiechnęłam.
- My name is Anne. I am a mother of Harry.- powiedziała a ja powoli tłumaczyłam sobie każde słowo.-  Harry will arrive in two weeks (Harry przyjedzie za dwa tygodnie)- powiedziała a ja spojrzałam się na ciocię pytająco. Usłyszałam jak mówi coś do niej po angielsku i zwróciła się do mnie tłumacząc co powiedziała Anne. Sąsiadka podała klucz cioci i pożegnaliśmy się.
-Och. Kochanie zajdziesz do Anne pożyczyć cukier ?- powiedziała ciotka i spojrzała się na mnie błagalnie
-No okej. Ale-zmarszczyłam brwi i próbowałam coś wymyślić. - ale, aleee jak ee jak zrobisz ze mną ciastka !-krzyknęłam i zaklaskałam w ręce jak małe dziecko.
-No dobrze leć. A i właśnie po to był mi cukier-powiedziała i puściła mi oczko. Zaczęłam lubić te miejsce.  A za dwa tygodnie pokocham je jeszcze bardziej. Uśmiechnęłam się do siebie. Gdy stałam już przed drzwiami usłyszałam za plecami wołanie pani Anne. Coś mówiła ale jak to ja nic nie rozumiałam. Poprosiłam ją o cukier i gdy kierowałam się do wyjścia usłyszałam jak Anne mnie woła.
-Zuzano- mówiła patrząc się w mały ekranik telefonu.- dzis w xfactor Harreh jest. Bedziesz ogladac?- popatrzywszy na mnie z nad telefonu uśmiechnęła się słabo.
-Yes. -powiedziałam i już miałam wychodzić.
-You will fall?- spytała się. Dłuższy czas zastanawiałam się nad znaczeniem tego zdania ale moja odpowiedź była chyba odpowiednia.
-Yes-powiedziałam znowu i pomachałam wychodząc.
-Hej ciocia już jestem !-Krzyknęłam odkładając cukier na stolik przy drzwiach. Zdjęłam buty i założyłam kapcie. Chyba moje bo tu nie ma nikogo takiego jak Zuzanna. Kapcie miały kolor pudrowy ze wstążkami.
-Okej wchodź. Tam kap..-Nie dokończyła gdyż zobaczyła już je na moich nogach jak wchodziłam do kuchni gdzie reszta składników na ciastka-widzę że już znalazłaś. Zaniosłam twoje walizki do twojego nowego pokoju.
Podczas gdy robiliśmy ciastka spytałam się cioci co oznacza te zdanie co zadała mi mama Harrego. Wyszło że zgodziłam się iść do niej oglądać xfactor. Dowiedziałam się że to wielka chwila bo to są eliminacje. Harry i jakichś innych czterech chłopaków zostało połączone w zespół. Nazwali się One Direction.
Po upieczeniu ciasteczek pobiegłam do swojego tymczasowego pokoju i wyjęłam bluzę z jednej z walizek.
Nałożyłam ją i zeszłam do cioci. Stała już przy drzwiach trzymając pudełko z ciastkami. Gdy tylko ubrałam św ukochane niebieskie converse wyszłyśmy. Nie musieliśmy nawet pukać do drzwi bo Anne nas wepchnęła do domu. Usiadłyśmy we trzy na kanapie i zajadałyśmy się ciastkami. Dowiedziałam się że Harry ma siostrę Gemmę która wyjechała. Gdy już przyszedł czas na zespół One Direction zaniemówiłam. Stała tam piątka chłopaków. Od razu rozpoznałam Harrego, ale to dzięki cioci i Anne bo opowiadały mi o nim.
Harry. Zielone oczy, loki na całej głowie, ochrypły głos. Wow. Ideał.
Po obejrzeniu pożegnałyśmy się i od razu jak weszłam do domu cioci pobiegłam do pokoju krzycząc dobranoc.
Okazało się że Harry wrócił szybciej. Już trzy dni po xfactorze.
Tego dnia poszłam z ciocią się z nim przywitać i pogratulować mu. Teraz miał zespół.
Następnego dnia Harry zaproponował mi abyśmy poszli na spacer. Zgodziłam się. Byłam oczarowana tym o dwa lata starszym kudłatym chłopakiem.  Tego dnia nie było za ciepło a ja przez to wszystko zapomniałam bluzy. Chodziliśmy po Holmes Chapel cały dzień. O piętnastej zaszliśmy do jakiejś restauracji, baru? Nie wiem. Zamówiliśmy jedną dużą porcję frytek i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy ucząc się nawzajem języków. Po zjedzeniu wyszliśmy było już pół godziny po czwartej. Zaszliśmy do kina na jakiś horror. Rozumiałam tylko trochę no ale cóż jeśli jest się w dobrym towarzystwie to nawet najgorszy film może być najlepszy.
Po kinie poszliśmy na krótki spacer. Zrobiło mi się zimno. Chłopak o bujnych lokach zdjął z siebie bluzę i kazał mi nałożyć ją, a jak chciałam odmówić to wydął policzki, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i udawał obrażonego. Naprawdę tu też są tacy ludzie? Nie wierze-mówiłam sobie w myślach. Po chwili wypuściłam powietrze i wywróciłam oczami i nałożyłam tą bluzę. Bluzę która była fioletowa z napisem Jack Wills. Pachniała Harrym.
-Harry zaśpiewaj mi coś.-powiedziałam jak usiedliśmy na ławce. Posłał mi pytające spojrzenie na co ja zachichotałam i udawałam że trzymam mikrofon i śpiewam.
Wywrócił oczami i zaczął..
-Now you were standing there right in front of me
 I hold on, it's getting harder to breath
 All of a sudden these lights are blinding me
 I never noticed how bright they would be
 I saw in the corner there is a photograph
 No doubt in my mind it's a picture of you
 It lies there alone on its bed of broken glass
 This bed was never made for two [...] Don't let me
 Don't let me
 Don't let me go
 'Cause I'm tired of feeling alone
 Don't let me
 Don't let me go
 'Cause I'm tired of sleeping alone.
Przez te kolejne tygodnie spędzaliśmy ze sobą każdą wolną minutę.
W dzień mojego odjazdu Harry był smutny. Mogliśmy się już nigdy nie zobaczyć. Nie. To on mógł mnie już nie zobaczyć. Pojechał ze mną i ciocią Izą na lotnisko. Był już koniec lata. Było nie za ciepło. Ale ja to ja nie założyłam bluzy. Harry dał znowu mi bluzę. Tą samą. Fioletową z napisem Jack Wills bluzę. Powiedział że mogę sobie ją zatrzymać bo ma taką jeszcze jedną.  Byłam niższa od niego o 10 cm. Gdy żegnałam się z ciocią Harry stał z boku. Podeszłam do niego, wdrapałam się na palce i zmierzwiłam mu włosy.
-Curly-powiedziałam a on sie uśmiechnął.
-Do widzenia. Zuzana-powiedział a ja zrobiłam wielkie oczy bo nigdy nie mówiłam przy nim do widzenia. Gdy to zobaczył tylko się zaśmiał i dał buzi w czoło. Uśmiechnęłam się i usłyszałam jak moja mama już czeka na mnie. Przyleciała z Kolonii znowu tu. Tym razem odebrać mnie. Ja nie chciałam jechać do domu. Nie chcę zostawiać Hazzy.
Ale dopiero sobie uświadomię to że to nie jest nasze ostatnie spotkanie.


2 komentarze:

  1. Nela minuta szczerości!Jak dużo tłumacza Google użyłaś!? Xd Będziesz że mnie dumna!Zrozumiałam każde słowo! Xd Prolog świetny,jak zresztą wszystko co piszesz!
    I Love You

    OdpowiedzUsuń
  2. Aghwww <3 - <3 chyba się zakochałam *-* cudowne, jejku <3 - <3 piszaj szybko xd <3 - <3

    OdpowiedzUsuń